Drugi raz rzędu Olimpia zremisowała 1:1 i po raz drugi z kolei wszyscy w Elblągu mają niedosyt. Spotkanie na swoją korzyść elblążanie mogli bowiem, a nawet powinni, już w pierwszej połowie.
Jak stwierdził po meczu trener Olimpii, Tomasz Arteniuk – nie ma co dramatyzować. Olimpia nadal jest wiceliderem, a piłkarze z Elbląga stracili po prostu szansę wyrobienia sobie solidnej przewagi nad grupą pościgową. Bardziej niepokoi, że coraz głośniej słychać o „trudnej sytuacji piłkarzy”, o której podczas pomeczowej konferencji mówił nawet trener Arteniuk.
Tak padały bramki.
1:0 – Olimpia rzuciła się na gości i już w 3 min. pokazała, że jest faworytem tego meczu. Anton Kołosow świetnie wyprzedził obrońcę i lewą nogą strzelił nie do obrony.
1:1 – strata w środku i szybkie podanie do Konrada Macy. Młody napastnik łatwo wymanewrował Mykołę Dremluka i precyzyjnym uderzeniem umieścił piłkę w siatce.
Kluczowe momenty.
Zmarnowane – jeszcze w pierwszej połowie – okazje Kołosowa oraz Łukasza Pietronia i Kamila Jackiewicza. Gdyby Olimpia podwyższyła na 2:0, po przerwie goście już by się nie podnieśli.
Powiedzieli po meczu.
Andrzej Szymański, trener Stali: - Zdawaliśmy sobie sprawę, że jedziemy na gorący teren, więc przestrzegałem zawodników, by nie dawali prezentów, tak, jak mamy to ostatnio w zwyczaju. Niestety, początek meczu był dla nas fatalny. Muszę przyznać, że pierwsza połowa była w wykonaniu Olimpii bardzo dobra. Drużyna gospodarzy miała sporo sytuacji do strzelenia bramki. Męska rozmowa w szatni i zmiana ustawienia poskutkowały tym, że po przerwie zaczęliśmy grać lepiej i udało nam się w miarę szybko wyrównać. Mogliśmy zadać decydujący cios, bo zaliczyliśmy dwa słupki i mieliśmy strzał do pustej bramki. Mogliśmy ten mecz wygrać, ale z punktu jestem umiarkowanie zadowolony. Drużyna Olimpii jest jednym z lepszych zespołów, jakie dotychczas widziałem, dlatego tym bardziej jestem zadowolony z tego, że zespół potrafił się podnieść po pierwszej połowie.
Tomasz Arteniuk, trener Olimpii: - Na drugą połowę mogliśmy wyjść na piknik i urządzić sobie grilla. Ten mecz powinien się zakończyć w pierwszej połowie przynajmniej czterema bramkami, bo sytuacje były. Podobnie było w meczu z Jeziorakiem – sytuacji stwarzamy sobie bardzo wiele i to praktycznie takich, że zawodnik ma przed sobą tylko bramkarza. Na drugą połowę wyszliśmy, sądząc po pierwszej, że będzie to dalej łatwy i przyjemny mecz i bardzo szybko spotkał nas zimny prysznic, który potrwał nie pięć minut, a 15 minut i doprowadził do zdobycia jednego punktu, który Stali w żadnym wypadku się nie należał. Jasne, że ta runda będzie jeszcze długa, ale dziś mogliśmy zrobić krok, który dałby nam trochę oddechu. Na razie w tabeli się nic nie zmieni, ale zdobywając punkty mogliśmy uzyskać przewagę pozwalającą spokojnie funkcjonować dalej. Ta liga jest wyrównana i właściwie każdy nastawia się na nas, wiedząc, że gra z najlepszym zespołem w tej lidze. Musimy zrozumieć, że nikt nam nie podaruje sukcesu, ale musimy go sobie wywalczyć ciężką pracą i zaangażowaniem.
Tomasz Rogala, drugi trener Olimpii: - Można powiedzieć, że zabrakło nam szczęścia, a można powiedzieć, że zabrakło umiejętności. Na pewno był to mecz o dwóch obliczach. W pierwszej połowie poza strzeloną bramką, mieliśmy jeszcze cztery dogodne, a nawet stuprocentowe, sytuacje, których nie wykorzystaliśmy. W drugiej połowie, po stracie bramki, to nam trochę sprzyjało szczęście. Stal miała przecież dwa słupki, a my – mimo że mieliśmy poprzeczkę – nie byliśmy w stanie już nic im wepchnąć. Wypuściliśmy trzy punkty, które były już w garści.
Lech Strembski, były trener m.in. Olimpii i Concordii Elbląg: - W pierwszej połowie Olimpia grała bardzo dobrze i dziwiłem się pozytywnym opiniom, jakie słyszałem o Stali. Stal była może ze dwa razy pod bramką Olimpii. I tak, jak w pierwszej połowie można powiedzieć, że gospodarzom brakowało szczęścia, tak w drugiej odsłonie meczu to szczęście sprzyjało. Dwa razy po strzale „Stalowców” piłka trafiła przecież w słupek Olimpii i okazało się, że te przedmeczowe zapowiedzi o klasie rywala są prawdziwe. Olimpia też miała poprzeczkę, ale poza tym nie mogła się w drugiej połowie już niczym pochwalić. Remis jest, mimo wszystko, sprawiedliwy, a pochwały należą się dla obu bramkarzy, którzy bronili ze sporym wyczuciem i szczęściem.
Piłkarz meczu.
Anton Kołosow. Ulubieniec elbląskiej publiczności dopiero po raz drugi w tej rundzie pokazał się na boisku (pierwszy raz wybiegł w pierwszym składzie) i już „na dzień dobry” dał trenerowi argument, by dalej odważnie na niego stawiał. Anton był zresztą aktywny przez cały swój występ (63 minuty) i niewiele brakowało, a jeszcze raz wpisałby się na listę strzelców.
Dwa zdania o meczu.
Tak, jak powiedział trener Rogala – spotkanie miało dwa oblicza. W pierwsze połówce Olimpia powinna strzelić jeszcze co najmniej jedną-dwie bramki, natomiast po przerwie to mogli trafić do siatki dwa albo nawet trzy razy. Remis chyba, mimo wszystko, zasłużony, choć nie da się ukryć, że gdyby Olimpia dołożyła gola na 2:0, byłoby po meczu…
Piotr Gajewski